poniedziałek, 18 lipca 2011

krowie moordkii



marzyłam o nich całe bieszczady! w miniony weekend zastałam je tuż za płotem. 

czwartek, 14 lipca 2011



ukraińska limuzajjjna! jakby ktoś jeszcze śmiał drwić z mych ukraińskich korzeni, to oto do czego moja silna wola się doszukała! http://wolyn.ovh.org/opisy/zasmyki-04.html  
nr. 62 Zamościńscy, ma prababcia Stefania Witkowska (swoją drogą pojęcia nie miałam, to by wiele tłumaczyło z naszych zachowań! :D) i jej córka Teresa! puźniej zamieszkałe w okolicach grudziądza, dokładnie zajączkowie, gdzie mieli (i mają do dziś) stodołę z prosiakami i krowami  <3 niestety nie ma już pięknej kasztanki i kudłatego psa. Pozostaje mi jedynie wrócić na lwowską uczelnie zawołać dziadka i uświadomić, że jestem u siebie.

cd. ukraińskich miłości mych zdjęć niebawem nastąpi


środa, 13 lipca 2011

c.d.n


ma papriiczka na struktury.
Obecne przebywa począwszy od pierwszych jej (zielonych) dni do dzisiejszego (prawdopodobnie, az do mego już! utęsknionego powrotu do torunia) na balkonię, sycąc się do czasu powietrzem nikotynowym.

dziś miałam pranie mózgu (nie skuteczne!)

wtorek, 12 lipca 2011

poniedziałek, 11 lipca 2011

...






ciężko cokolwiek napisać, z jednej strony to mała manifestacja o dorosłości, z drugiej wypełniona lekkim strachem,
ja również muszę podejść do nich z pewnym dystansem, w tej kwestii nie lubię się dzielić.

sobota, 9 lipca 2011

Wołkowyje 902010!


wieczorną porą, o lekkim mrozku bogatym w krople deszczu, brygada mych bieszczadzkich bohaterów wyruszyła na ziemie bagniste, niedaleko naszego czerwonego buldożera, by na rzecz fotografii gołębiewskiej potaplać się w błotku, owinęłam więc aparat w siatkę foliową (tą samą która uprzednio chroniła me stopy, przed wodą równie deszczową). Zdjęć miało być na miarę 2 klisz, jednak zły los sprawił, że pojawiła się większość w 1/4.. smutek zagościł wówczas w mym sercu, jednak odczytałam z tej że nie pierwszy raz dotkniętej mnie sytuacji.. winnam ja oglądać świat oczami własnymi, ciałem moim, uczestniczyć w nich, zza szkła mego obiektywu, za mało. Jednak ja tak bardzo boje się, zapomnienia tych wszystkich boskich chwil. Pozostałam na miejscu bitwy, ja me puste klatki i różowy balon, który to otrzymałam od mego boskiego chłopaka najprawdopodobniej ku złagodzeniu bólu brzucha i nerwów za tym idącym. Z czarnymi myślami, że tylko my na świecie sobie dani i ot, po raz kolejny padła na mnie kara, należyta! 


ps. raz jeszcze powtórzę, niechaj pójdzie echo.. 
było to dziesięć najweselszych dni megooo życia!  : * dziękuje dziwaaaki!